Zagadka na dnie.
My przebadaliśmy jezioro echosondą. Nasz przyrząd odnotował anomalię: na wysokości około 5 m nad dnem jeziora wisiał ogromny przedmiot wielkości wagonu kolejowego. Wisiał w wodzie i nie poruszał się...
Poczekaliśmy chwilkę, a potem zdecydowaliśmy się sprowokować go: rzuciliśmy tam podwodną petardę - urządzenie wybuchowe o niewielkiej mocy rażenia. Kiedy eksplodowało, "potwór" zaczął powoli wynurzać się. Patrzyliśmy na ekran echosondy i widzieliśmy, jak malały liczby: 30 m, 20, 15, 10, 5... Kiedy do naszej łodzi zostały 2 metry, ogromna miękka masa zastopowała. Wypatrywaliśmy oczy patrząc w wodę - to było przeźroczyste. Nie było tam żadnego potwora, ale znajdowało się tam coś takiego, co nie przypominało zwykłej, jeziornej wody. Opuściłem tam wiosło. I w tym samym momencie "potwór" zaczął puszczać bąbelki. Poczuliśmy mdlący zapach siarkowodoru i zrozumieliśmy, że musimy natychmiast odpłynąć z tego miejsca. Natychmiast rozwiązaliśmy zagadkę jeziora: na jego dnie znajdują się ściśnięte ciśnieniem gazy. Są to gazowe hydraty - związki niektórych gazów z wodą, przypominające sprasowany śnieg. Przy nagłych zmianach parametrów ciśnienia następuje efekt jak przy otwarciu butelki z wodą gazowaną: gaz zaczyna się burzyć i uchodzić w postaci baniek na powierzchnię.
P.: To oznacza, że Brosno okazało się jeziorem-mordercą? Tak, jak kameruńskie jezioro Nyos, które w 1986 roku uśmierciło około 1.700 osób?
O.: Dokładnie tak. [...] Gaz wydobywający się w postaci pęcherzyków tworzy w wodzie pienistą masę, której gęstość na pewien czas jest mniejsza od gęstości wody. Wszystkie pływające na powierzchni przedmioty od razu zapadają się w głębię. Tak też się działo na Brosno. Jeziora-mordercy w Kamerunie były wynikiem aktywności wulkanicznej i wstrząsów podziemnych, to w przypadku jeziora w Twerskiej Obłasti wystarczyło rzucić na dno kotwicę, by doszło do uwolnienia gazu. Siarkowodór - H2S - wyrwawszy się spod ciśnienia 5 at. topił łódki rybackie, które na dnie rozpadały się pod tym ciśnieniem.[2] Kiedy rybak palił w łódce, to powstawał efekt "rzygającej ogniem paszczy" - siarkowodór zapalał się.
Nasza ekspedycja zakończyła się sukcesem - potwora nie znaleziono, a jedynie pokład hydratów na dnie jeziora.
---oooOooo---
A teraz zamiast małej łódki wyobraźmy sobie pełnomorski statek, który płynie nie po rosyjskim jeziorze, a po akwenach Trójkąta Bermudzkiego czy Morza Diabelskiego. W tamtych rejonach dna Wszechoceanu stwierdzono istnienie pokładów hydratów. Wystarczy, by nastąpiło trzęsienie ziemi (a raczej dna), by uwolnić tysiące ton węglowodorów czy siarkowodoru do wody morskiej i co? I statek zapada się pod wodę i rozpada się po uderzeniu w dno. Nie zdąży się nawet nadać sygnału SOS czy MAYDAY!... A zatem zagadka Trójkątów wyjaśniona?
Owszem - częściowo. W ten sposób da się wyjaśnić tylko 1/4 wszystkich tajemniczych wypadków z Trójkątów - a gdzie reszta?
Reszta czeka na nas...
Przekład z j. rosyjskiego i komentarz - Robert K. Leśniakiewicz
--------------------------------------------------------------------------------
[1] Kroniki spisywane w Nowgorodzie - są to najstarsze pisane źródła w Rosji.
[2] Niezupełnie tak: łódki rozpadały się wskutek spadku na dno z wysokości 20-30, czy nawet 50 metrów...
|